– Wybacz mi, ojcze, albowiem zgrzeszyłem. – wyszeptał ciężko Eric i bez
większego zawahania się pociągnął za spust.
Pocisk przeleciał na tyle szybko, by nie być zauważonym przez ludzkie oko, jednak dla Erica obserwowanie trajektorii naboju wydawało się trwać wieczność. Pozostał w pozycji leżącej i przez lupę karabinu przypatrywał się wydarzeniom w budynku naprzeciwko.
Dziewczyna upadła. Nad nią klęczał tylko jeden chłopak, zalewając się łzami. Po chwili dołączyła do nich złotowłosa kobieta, którą Eric obserwował już od dwóch tygodni. Nie było wielkim trudem jej namierzyć. Po ustaleniu miejsca, w którym mieszka pozostało się odpowiednio przygotować, by wykonać Egzekucję. Nie był pewien czy dziewczyna, która przed chwilą padła od strzału jest wiedźmą. Równie dobrze, mógł przed chwilą zabić niewinną osobę. Zastanawiał się, od kiedy był zdolny podjąć takie ryzyko. Poczuł jednak dziwną wibrację, która sugerowała, że jednak zrobił dobrze. Nie miał pojęcia, skąd się to bierze w jego umyśle. Tak samo, jak ten nieznośny głos. Czasami miał wrażenie, że po prostu traci zmysły.
Przygryzł mocno wargę i wziął głęboki oddech. Namierzył na złotowłosą, ucałował krzyż wiszący na jego szyi i ponownie oddał strzał. Nabój tym razem zatrzymał się w połowie toru lotu i niezauważalnie spadł.
– Zaskoczony? – odezwał się zachrypły głos, na którego dźwięk Eric odskoczył od karabinu wystraszony. Gdy zobaczył znajomą, pomarszczoną twarz odetchnął z ulgą i oparł się o ścianę.
Staruszek odziany w sutannę podszedł do okna, pozwalając, by światło księżyca odsłoniło jego cherlawą posturę. Jego skóra wydawała się niemalże wysuszona, a duża ilość głębokich zmarszczek sprawiała wrażenie, że ów człowiek wyglądał, jakby przeżył ponad sto lat.
– Są cwane i szybko reagują. Jestem zdziwiony, że tylko odparły twój atak, a jeszcze nie namierzyły twojej obecności. Masz szczęście. – skomentował.
– Dziękuję za troskę, ojcze Nathanie. – odparł zgryźliwie, jednak starszy mężczyzna zignorował to. – Czekamy teraz na przyjazd policji?
– Nie. Nie przyjedzie. – ksiądz, widząc skonsternowany wyraz twarzy czarnoskórego, uśmiechnął się pobłażliwie. – One nie dadzą się złapać, rozumiesz? Nie przetrwałyby do dzisiaj, gdyby nie umiały się dobrze kryć. Ostatnią egzekucję, jaką udało nam się przeprowadzić była, cóż… w tę noc, kiedy zginęła twoja siostra. – dodał niepewnie, nie chcąc poruszać delikatnego tematu.
– Udajmy się zatem do bractwa. Wolałbym jak najszybciej odbyć swoją pokutę.
– Oczywiście. Jeżeli, zechcesz, dołącz do nas na wieczerzy. Zasłużyłeś też na małą ucztę. Dzisiejszy wieczór może być przełomem w Polowaniu. – staruszek podał Ericowi dłoń, pomagając mu wstać na nogi. Mężczyzna chwycił się Nathana, po czym powstał.
– Nie przybyłem, by świętować. Chcę pomścić tylko swoją siostrę. – wyznał czarnoskóry, strzepując kurz ze swoich spodni. Chwycił broń i wrzucił ją do czarnej torby sportowej, którą miał ze sobą. Zarzucił ją na ramię i chciał ominąć staruszka, jednak ten go zatrzymał, zasłaniając mu wyjście.
– Zemsta to niekoniecznie najlepsza z motywacji, synu. Pamiętaj, że to
wszystko, co robimy, jest w imię naszego Pana. Nie chcę, byś popełnił głupoty, podchodząc do tego wszystkiego zbyt emocjonalnie. – wyjaśnił spokojnie ksiądz, patrząc prosto w oczy młodemu łowcy. – Nie potrzebujemy bezsensownego przelewu krwi.
Eric zaśmiał się gorzko i nie racząc swego towarzysza ani jednym słowem, wyminął go i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Nathan podążył za nim. Gdy tylko wyszli z budynku, powrócili do rozmowy.
– Zależy mi też, żebyś nie rozdrapywał starych ran Ericu. Minęło pięć lat. Pogódź się z
tym wszystkim. Nie przywrócisz jej do życia… – mówił zadyszany staruszek, starając się trzymać szybkie tempo, jakie nadawał Eric.
– Myślisz, że tego nie wiem? Co mi innego zostało? Te dziwki zabrały mi jedyną rodzinę, jaką miałem! – warknął w odpowiedzi, zwalniając nieco kroku.
– Wiedźmy spotka odpowiednia kara, ale osąd chyba nie należy do Ciebie. Jedyne, o co proszę, to tylko byś troszkę zmienił swoje nastawienie. Dla własnego dobra.
– Czyli mam je tak samo mordować, tylko przestać opłakiwać Lucy? – zapytał sarkastycznie. – Po co to właściwie robimy? Czemu mordujemy?
– Po to się urodziliśmy. Dźwigamy to ogromne brzemię, bo wybrał nas sam Stwórca. Jesteśmy tylko narzędziem w jego rękach, by wyplenić to plugastwo z powierzchni ziemi. Wiem, że jest Ci ciężko, synu, ale pamiętaj, że teraz nie jesteś sam. My też jesteśmy twoją rodziną. – Nathan położył nacisk na ostatnie zdanie. – Odłóż żal na bok. Nic nie zwróci nam Lucy. Szczerze powiedziawszy… sama wydała na siebie taki wyrok. Chyba nie było sekretem, że zadawała się z wiedźmami. To był jej wybór.
– Jak śmiesz?! – krzyknął Eric, zatrzymując się. Odwrócił się w stronę księdza. – Teraz mi mówisz, że Lucy sama chciała się zabić? Miała dobre serce i chciała im pomóc. Wierzyła, że nawet największego grzesznika da się naprowadzić na dobrą drogę. Choćby to była wiedźma! Zwracała się nie raz do bractwa o pomoc, a wy zmuszaliście ją do Polowania! Może i jesteśmy narzędziami do zabijania, ale ona była zwykłą niewinną nastolatką! – mężczyzna chwycił Nathana za materiał sutanny, szarpiąc go
mocno. – To była moja siostra, skurwysynu! – krzyknął mu prosto w twarz, czując, jak jego twarz powoli robi się mokra od łez.
–Ericu… Uspokój się. – wyszeptał przestraszony starzec.
Mężczyzna puścił go, oddychając ciężko. Był cały spocony, a jego ciało przechodziły dreszcze. Pobladł na twarzy. Wyglądał, jakby zajęła go gorączka, a jego głowę przeszył nieznośny, przeszywający ból. Spojrzał niechętnie na Nathana, który poprawiał swoją sutannę.
Powinieneś wrócić do
domu. Co ty wyprawiasz?!
– Przepraszam. – powiedział czarnoskóry, ignorując wewnętrzny
głos. Otarł łzy i wziął głęboki wdech. – Chciałeś wiedzieć, jak tak szybko namierzyłem kryjówkę wiedźm? – zmienił szybko temat. – To właśnie zasługa Lucy. Znalazłem jej dziennik. Wspomniała w nim jedno nazwisko – Soleil. Przeszukałem wszystkie możliwe rejestry i spisy ludności. Jedyne co udało mi się wykopać to, że niejaka Rosalie Soleil uczęszcza do tutejszej szkoły muzycznej. Więc każdego dnia przychodziłem
tam, aż w końcu ją znalazłem.
– Skąd miałeś pewność, że to ona? – zapytał skonfundowany Nathan.
– Po prostu… wiedziałem. Była inna. – stwierdził Eric, uspakajając swój
przyśpieszony oddech. – Jutro wrócę do tego mieszkania, może coś znajdziemy.
– Myślę, że to nie ma sensu. Jestem prawie pewien, że dawno się stamtąd wyniosły i pozbyły jakichkolwiek dowodów. – odparł sceptycznie starzec.
– Warto spróbować. – wzruszył ramionami mężczyzna. – Teraz, jeśli pozwolisz, chcę się udać na pokutę. Porozmawiamy o dalszym procesie polowania jutro. – uciął temat, odchodząc.
***
Eric wszedł do pustego kościoła. Przyklęknął w pośpiechu, po czym
minął rzędy pustych ławek i skierował się do zakrystii. Ojciec Nathan był już w środku. Nie spojrzawszy na niego, młody Winstone uklęknął przed lawaterzem i zaczął obmywać swoje dłonie. Przecierał je mocno i dokładnie, jakby jakaś uporczywa plama nie chciała zejść z jego ręki. Gdy skończył, rozpiął swoją czarną koszulę. Ściągnął ją z siebie, złożył ją w kostkę i odłożył na bok.
Ojciec Nathan podał mu jedwabny materiał, w którym znajdował się jakiś owinięty przedmiot. Eric przeżegnał się i sięgnął po zawiniątko. Położył je przed sobą i odkrył materiał powolnym, niemalże sakralnym ruchem. Jego
oczom ukazał się stary, skórzany kańczug. Chwycił rękojeść bicza, a na jego czole pojawiły się krople potu. Zastygnął na moment, przejęty. Wziął głęboki wdech i zacisnął mocno pięść.
– Wybacz mi ojcze, albowiem zgrzeszyłem.
O-mój-Boże! Ale to było emocjonujące! Takie krótkie ale takie, och jej.. Aż nie jestem w stanie powiedzieć czegoś sensownego.
OdpowiedzUsuńOdczuwam poprawę w Twoim stylu i budowaniu dialogów, chociaż zawsze i jedno i drugie mi się podobało, ale teraz jest lepsze, zdecydowanie ba wyższym poziomie.
Eric i jego pokuta, to straszne ;_;.
Wbiłaś mi kółka w plecy z Lucy i Rosą, sprawiałaś, że teraz tym bardziej chcę więcej tego opowiadania. I nie masz już wyjścia, musisz systematycznie pisać! ;)
Dużo pokładów weny!
Czekałam na to tak długo. Jest krótkie, ale nie zawiodłam się ani odrobinę. Podobało mi się od pierwszego zdania, które pociągnęło za sobą szereg kolejny coraz lepszych i bardziej wciągających. Jestem ogromnie ciekawa co będzie dalej, jak rozwinie się akcja. I zgadzam się z Olą - nie masz już wyjścia, musisz zacząć pisać systematycznie. Nie dam Ci już spokoju. ;>
OdpowiedzUsuń